Sobota, 20 kwietnia
Imieniny: Agnieszki, Czesława
Czytających: 4373
Zalogowanych: 2
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Wałbrzych: Nieszczęśliwi kochankowie w Książu

Niedziela, 6 czerwca 2010, 14:32
Aktualizacja: Poniedziałek, 7 czerwca 2010, 7:39
Autor: MS
Wałbrzych: Nieszczęśliwi kochankowie w Książu
Spektakl "Tristan i Izolda" zachwycił publiczność
Fot. Krzysztof Żarkowski
„Panowie miłościwi, czy wola wasza usłyszeć piękną opowieść o miłości i śmierci?” Tak zaczyna się ta historia. A w Książu zaczęło się bardzo romantycznie, przed zamkiem, który z charakterystycznym dla siebie wdziękiem zagrał scenografię spektaklu.

Widzowie zebrali się na zalanym światłem zachodzącego słońca dziedzińcu, a gdy zabrakło ławek, zajęli miejsca na trawniku. Początek nieco ich zaskoczył, bo występujący w roli króla Marka Charles Uguan, który ukazał się na balkonie Sali Maksymiliana, przemówił nie po francusku, ale po niemiecku, i to w dodatku średniowieczną niemczyzną. Cytował początek poematu o Tristanie i Izoldzie autorstwa Gottfrieda ze Strassburga – stamtąd właśnie przyjechał teatr Compagnie Arts Scéniques. Izoldę zagrała Manon Klein, Tristana – Florian Wormer, a drugą Izoldę – Jannick Voirin.

Ale bariera językowa nie pokonała widzów. Francuski brzmiał zresztą pięknie, powtarzany przez książańskie echo – choć nie jest to język początków legendy, która narodziła się na ziemiach celtyckich, w Kornwalii i Bretanii. Nie potrzebowała tłumaczenia gwałtowna i dramatyczna scena otwierająca, w której Izolda rzuciła się na Tristana z mieczem, aby pomścić śmierć swojego wuja. Tak samo przemawiała scena wypicia feralnego napoju czy cierpienia zdradzonego Marka. Można powiedzieć, że w tym wypadku język nie przeszkadzał w odbieraniu świetnego aktorstwa w czystej formie. A w namiętne monologi i dialogi można było wpisać treści uniwersalne, które każdy z nas wyraża i odczuwa inaczej.

A potem Tristan zbiegł na tarasy i wszyscy podążyli za nim wraz z Izoldą. Oglądało się i słuchało, schodząc ze schodów. Gotycka część zamku jeszcze lepiej ilustrowała legendę, (podobnie jak chorał gregoriański). To tu królowa wymykała się do zamkowych ogrodów, by być z Tristanem. Oto schodzi w dół schodami. Król, który w oryginalnym tekście siedział na drzewie i królowa zobaczyła jego odbicie w źródle, tu pojawia się na jednym z górnych tarasów. Świadoma jego obecności Izolda czyni kochankowi gwałtowne wyrzuty.

Było coś magnetycznego w tej opowieści w cieniu zamku, kiedy ptaki rozśpiewały się słysząc ptasie trele z głośników, a w dole ryczała wezbrana rzeka. I gra aktorów – świetna, a przecież występowali w warunkach podwójnie trudnych – bariera językowa i wędrówki z miejsca na miejsce.

I znowu Tristan poprowadził nas na dziedziniec, gdzie słońce złociło drzewa. I tam zniknął nam z oczu, by pojawić się na scenie w Sali Maksymiliana. Widzowie, trochę zdezorientowani, szybko obrali właściwy kierunek. Wszystko to obserwował z zainteresowaniem kot siedzący na jednej z armat.

Po spektaklu widzowie nagrodzili aktorów i panią reżyser długimi brawami. Na widowni znajdował się gość specjalny – attache Ambasady Francji do spraw kultury, Michel Imbert.

Jak to się stało, że Tristan i Izolda przeżywali swą tragiczną miłość w książańskiej scenerii?
– Przyjeżdżałam tutaj niegdyś na obozy konne – wspomina Aldona Skiba-Lickel, reżyserująca spektakl, która od 15 lat jest dyrektorem artystycznym strassburskiego teatru.
– Na Dolnym Śląsku bywamy od 10 lat, co roku, przeważnie gramy we Wrocławiu, a tym razem chcieliśmy zagrać „Tristana i Izoldę” w prawdziwym zamku, miejscu, które ma osobowość. Wybór Książa był oczywisty. Z pomocą przyszło nam działające tu Centrum Europejskie oraz wałbrzyski Teatr Dramatyczny i książański Teatr William Es. Chciałam pokazać to, co mnie w legendzie najbardziej urzekło. Obchodziły mnie też te inne miłości – Marka do Izoldy, Izoldy o Białych Dłoniach do Tristana. A także honor i relacja z Bogiem – pojęcia bardzo ważne w opowieści.

Czytaj również

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group